15 czerwca 2020, 19:35
Właśnie się objadłam...jak zwykle zresztą.
Nienawidzę siebie za to...za wszystko...że nie mogę się opanować, że nie daję rady czemuś takiemu jak jedzenie. Dlaczego to jedzenie musi mną rządzić...Czy ja naprawdę nie mam za grosz silnej woli..?
I oczywiście zaczyna się leżenie, płacz, przygnębienie, słuchanie dołującej muzyki i myśli w głowie krążące tylko wokół tego dlaczego ja..dlaczego właśnie ja muszę taka być..dlaczego trafiło akurat na mnie..
Powoli zaczynam wstydzić pokazywać się publicznie, moje ciało już nie wygląda tak jak kiedyś..wstydzę się każdej fałdki na moim ciele..każdego zbędnego kilograma..nie akceptuję tego..
Nie mogę się na niczym skupić, marzę o tym żeby te kompulsy zniknęły, żeby moje życie wyglądało tak jak kiedyś, żebym nie przejmowała się wagą ani wyglądem.Boje się, ż etaki czas już nigdy nie nastąpi, że do końca życia moją jedyną myślą przewodnią będzie to, żed wyglądam źle, nienawiść do samej siebie, złe samopoczucie i te codzienne napady obżarstwa...
Zaczyna się niewinnie 1 kawałek chleba..drugi..ale to dobre i kończy się na pół bohenka..
Jeden cukierek, drugi nim się obejrzysz pochłoniesz cały kilogram...całą paczkę ciastek..zresztą wsztystko co masz akurat pod ręką..
to jest najgorsze ta bezsilność..to coś w głowie, przez coś muszisz teraz szybko coś pochłonąć..
Nie..nie zjeść jak każdy normalny człowiek..
Tylko poźreć w ogromnych ilościach..
i znowu ból brzucha...wzdęcia i inne dolegliwości
Mówisz sobie to był ostatni raz i, że następnym razem dasz radę, bo przecież jestem silna i co?
I jak zwykle to samo, przychodiz napad i to jest chwila...
pakuję do tej buzi jakbym nigdy nie widziała tego jedzenia, jakby za chwilę miało go zabraknąć...albo po prostu jakby za chwilę miało zniknąć i już nigdy nie miało sie pojawić...a ja..ja muszę to szybko zjeść, bo przecież tak musi być..
Ale ja nie chcę, żeby tak było..
Wstydzę się tego...
Chcę to zmienić...ale to chyba jest silniejsze..nie potrafię się z tym uporać...